The Secret of Anastasia / Anastazja
Rok: 1997
Kraj: USA
Wytwórnia: Schwartz & Company / Animation Ink, Inc. / Hong Long Studio
Producent: Bill Schwartz, Winnie Chaffee (producenci), Jerry Pettus Jr. (producent wykonawczy), Eleanor Kearney (nadzór produkcji)
Reżyseria: Lee
Lan
Scenariusz: Bill Schwartz, Mark Zaslove
Muzyka: John Campbell (ścieżka dźwiękowa), Megan Cavalieri (piosenki)
Fabuła: Anastazja i jej gadające instrumenty uciekają przed bolszewikami
Obsada:
John Beach... głos
Lisa DeSimone... głos
Earl Hammond... głos
Cynthia Harris... głos
Barbara Jean Kearney... głos
William Meisle... głos
Robert Petkoff... głos
Kelli Rabke... głos
Roger Raines... głos
Jere Shea... głos
Jere Shea... głos
Szczerze powiem, że jestem przeciwnikiem przerabiania
historii powszechnej, znanych poważnych (i często ciężkich) utworów na
animowaną modłę dla dzieci. I to często z elementami fantastycznymi typu
gadające coś, zmieniania się fabułę na lżejszą. Zwykle to źle się kończy. OK.,
disneyowską „Pocahontas” uwielbiam
m.in. za świetną animację, a sequel dobitnie pokazał, że trzymanie się faktów
historycznych było błędem. „Dzwonnik
Notre Dame” też od Myszy – bardzo różny od prozy Hugo –to dobre kino i jeden
z niewielu filmów tej wytwórni traktujący o religii. Choć można to potraktować
jako wypadki przy pracy, bo w/w tytuły też były mielone na tanie bajki dla
dzieci i były gwałtem na młodszych i starszych widzach. Ale miałem tu
rozprawiać o księżnej Romanownej. „Anastazję”
Dona Blutha średnio lubię, niekiedy irytowało przeinaczanie historii (ale rozumiałem) oraz ta nieznośna
maniera podrabiania Disneya. Jednak „Anastazja”
była wyposażona w wspaniałą animację, pamiętne piosenki, a car Mikołaj II
wyglądał jak car Mikołaj II i nie był... Dobra! Zaczynajmy od początku. Może
kiedy innym razem w pełni dokończę moje refleksje nt. przerabiania dorosłych
materiałów na dziecięcą modłę.
Mamy sielankowy obrazek pałacu carskiej rodzinki (Nie jest
to Pałac Zimowy – sprawdzałem), a
narrator objaśnia o co chodzi. Widać, że robi to po raz pierwszy. Nie
będę go winił, że dali mu na początek bujdę, że car i carowa mieli trójkę
dzieci – Aleksego, Tatianę i naszą Anastazję. Co z Olgą i Marią? Nie wiem...
Aleksandra miała je jednak z Albertem Wiktorem, dlatego je pominęli. Narrator
mówi nam, że carska rodzinka żyłaby długo i szczęśliwie, gdyby nie
przeszkodzili ci wstrętni bolszewicy z tą swoją rewolucją. Proszę zwrócić uwagę
na dobitne pokazanie narodzin okrutności komunizmu! Te cienie maszerującego
wojska, uciekających randomów i płaczącą Anię za Frankiem Józefem, który
dziwnie się roztył i zmartwychwstał. No nic. Narrator zrozumiał, w co się wpakował
i dał se spokój. Jednak ja będę dzielny.
Po karcie tytułowej mamy rozwalony pałac carski. Patrzy
na niego główny zły – paskudny Czekista w czapce z czerwoną gwiazdą, który jest
tak zły, że zasłania mordę czerwoną chustą i ma wygolone brwi. Jak każdemu
złolowi towarzyszy głupkowaty przydupas, który ma za zadanie rozśmieszaniem
rozluźnić sceny z jego szefem (by dzieci się nie bały), a przy okazji wkurzać widownię
swoja obecnością. Ma na niekojarzące się nazwisko Goofinoff. Tak samo każdemu
złolowi towarzyszy złe zwierzątko – tutaj mamy kruka, który przy każdej okazji
upokarza Goofinoffa. No chyba się nie spodziewaliście gołębia lub wróbla? Czekista
jednak musi mieć wrażliwe serducho, bo odczekuje, aż Anastazja odśpiewa swój
wokalny numer. Ma swoją własną orkiestrę – żywe instrumenty. Oczywiście na historii uczyli was, że
Anastazja mieszkała z gadającymi instrumentami muzycznymi.
Ania nic nie pamięta ze swej przeszłości, dodatkowo ma
problemy emocjonalne. Mama-harfa próbuje ją podnieść na duchu, że ma swoje
ukryte „ja”, żeby nigdy nie mówiła „nigdy”, ale Czekista przerywa ten
edukacyjny wywód i wprasza się ze swoimi oprychami do naszych bohaterów.
Bohaterowie uciekają barykadując drzwi meblami i poduszkami, Goofinoff rzuca
nawet zabawny tekst, Czekista jest zły, a sytuacja tragiczna. Co robimy? Użyjmy
firanek jako liany, a gdy czekiści odetną ją szablami, to odlecimy na 500 km.
Może to jest niemożliwe, ale Ania uciekła od zgubnej ideologii Marksa!
Podróżując pociągiem Ania beczy, że nigdy nie zobaczy
swojego, niebezpiecznego, zaniedbanego pokoju. Wtem z kufrem wydobywa się głos
mężczyzny, który nie może znieść płaczu niewiasty i próbuje leźć na ratunek. W
końcu udaje mu się wydostać z kufra i okazuje się to być Władymir, były generał
carskiej armii. Wtedy to mieli generałów - udawało się zmieścić rosłemu
gościowi w przymaławym kufrze i bez zniszczenia mundura. Generał rozpoznaje w
niej księżną Anastazję i przekonuje ją, by pojechała z nim do Kopenhagi, by
udowodnić swoje racje i wziąć majątek Romanowów i podzielić się z nim tym
majątkiem. Ania od razu się zgadza.
Biedactwo nie pomyśli, że koleś może kitować. Bo gość jest wyraźnie starszy,
ma wąsy, zna sztuczki Houdiniego – to nie typ kreskówego księcia bajki, który
zejdzie się z heroiną! Instrumenty nie wpadną na to, a ostrzec nie mogą, bo
zniknęły swoje twarze. A źle, bo podejrzany generał, któremu zależy wyłącznie
na jednym, zobaczył te gadające instrumenty z twarzami sfiksowałby i nie ma
natręta.
Po wyjściu z pociągu generał jako juczny osioł i Ania idą
piechotą do Kopenhagi i lokują się w hotelu. „Rodzinka” bohaterki panoszy po
pokoju, a że jest arystokratycznym pasożytem to robi co chce i zamawia
najlepsze jedzenie w hotelu (Nie chcę
wiedzieć jak instrumenty wydalają). Obsługa nabiera podejrzeń, że barów jest pięć, a osoba
jest jedna. W końcu Władek postanawia ukrócić samowolę i zmusza swoją ofiarę do
treningu przy okazji śpiewając numer muzyczny, który nikogo nie interesuje. Myliłem się co do gościa. Nie cacka się z
Anką, jest twardym realistą, ma jakieś motywacje, nie próbuje naśladować
nieudolnego rosyjskiego akcentu, no i ma wąsy! Właśnie. Zauważyliście, że w tych wszystkich animacjach dla dzieci protagonista/męska miłość jest gładko ogolony? Brody, wąsisk nie uświadczymy. Nawet, modnego teraz, trzydniowego zarostu. A i protagonista to zwykle piękny model z żurnala do ok. 25 życia. Tutaj generał Władek nie tylko ma zarost, a i wygląda... ja wiem... na czterdziestkę. No, przynajmniej tu innowacja.
Ubrana i umyta Anastazja trafia na bal duńskich pasożytów
wraz z Władkiem i rodzinką. Toboły jednak nie zapomniały zniknąć swojej twarzy
i szeptają między sobą, ale generał tego jakoś nie zauważył. A no tak! To
Rosja. Ojczyzna Kościejów, Bab Jag, żar-ptaków i koników garbusków. Więc
mówiące instrumenty z twarzami nie zrobią na moim ulubieńcu wrażenia. Ale wróćmy
do Ani, próbuje robi dobre wrażenie na pasożytach, ale wkurzający jak cholera
kurduplowaty ważniak z wadą zgryzu psuje to i już wie, że to n-ta oszustka.
Władek prosi go, by dał jej szansę, ale nie! Ważniak wie lepiej! To oszustka i
basta! On jest Jaśnie Arystokracja i wie lepiej! Przecież umie polować na lisy i
jeździć konno. Zmotywowana przez tubę z wąsami dziewucha nie daje się
ważniakowi i udowadnia swe racje! Arystokracja traci wątpliwości i wszyscy są
happy! Przy okazji możemy się dowiedzieć o modzie XX-lecia międzywojennego. Np.
arystokracja jeszcze nosiła XVII-czne szustokory i XIX-wieczne stroje dandysów.
I na scenę wkracza pedałkowaty książę Paul, któremu
służy... Goffinoff. Tak. Ten Goofinoff, od Czekisty! Koleś służy jako... książęcy
służący. Co?! Działa on dwa fronty?! Chociaż może ma brata-bliźniaka? Ale z
kolei jest kruk z Czeki, który należy do Paula. Dobra, kruki wyglądają tak samo,
więc może to jakiś inny. Dobra streszczajmy się, bo nigdy nie skończę mojego
wywodu, a całość trwa niewiele ponad godzinę. Bubek się zaleca do Ani,
generałowi to się nie podoba. Nie dziwię się mu, ten blondasek nigdy nie czuł
pewnie woja i wąsiki jakieś ma nędzne.
W końcu po kłótni z Anką i idzie dalej
szukać prawdziwego wypełnienia po rewolucyjnej pustce, ale zbiry Czekisty
spuszczają mu łomot. Ale Anka ma to gdzieś i udaje się do swojej babci, hrabiny
Tremaine z „Kopciuszka”. Początkowo ta
jest sceptyczna, ale Anka śpiewa znaną jej piosenkę i wiedząc, że to ona – decyduje
ją hajtnąć z Paulem.
Pobicie Władka przez tajną policję okazało nie wnieść nic
do fabuły, bo Władek ma podbite oko i plaster na policzku, mundur ma cały i ma
się dobrze. Jest słusznie wkurzony z pomysłu hrabiny Tremaine argumentując, że
księżulek to niewiadoma dla jego przyszłej żony. Co na to Anka? On jest
księciem, a ona księżniczką, więc musi być ślub! Ty kretynko! Generał ma rację!
Nic nie wiesz o swoim księciu z bajki! Może to cham większy od wieśniaka? Może
chrapać w wyrku? Może bić cię, a nic mu nie zrobią? Może woli ptaki? Ale nie!
Oboje jesteście arystokracja! Ci bolszewicy mieli rację z tym mordem elit! A
żeby Czekista wysłał ją na rozmowy z Dzierżyńskim! Władek idzie po rozum do
głowy i zrywa z tą idiotką. Nawet instrumenty widzą, że coś jest nie tak (przy
okazji pryszczaty akordeon kradnie żarcie w kuchni, ale nie obchodzi mnie).
Niestety idiotka za późno wykrywa swój błąd, bo czekiści
ją porywają do jakiejś ciupy, a UWAGA!!! PRZEŻYJECIE SZOK STULECIA!!! TWIST
WIĘKSZY NIŻ OJCOSTWO DARTHA VADERA!!! Czekista okazuje się być księciem Paulem,
bo prawdziwy gdzieś zaginął! Tego się nie spodziewałem :P! Wyjaśnia to Ance
podczas kiepskiej piosenki. Po szoku związanym z gadającymi instrumentami
Władek dostaje od nich reprymendę, że olewa Ankę i musi ją ocalić. Halo! Władek
zainteresował się tym, że Panna Księżniczka została uprowadzona, a policja ma
to gdzieś! W dodatku Panna Księżniczka zwymyślała go, że myśli o sobie! Tak!
Koleś niosący toboły, załatwiający jej hotel i próbujący jej pomóc w
przekonywaniu pasożytów to typ samoluba! Też bym powiedział „Pieprzyć to! Idźcie do Paula”! Ale akordeon
wyśledził spisek Paula/Czekisty i Władzio jednak mięknie.
Dają popalić bolszewii, ale rzeka do której wpadli
Władymir i Czekista okazuje być tak brudna, że nasz Hero umiera. Ale okazuje
się instrumenty zostały opanowane przez dusze jakichś łebków podszywających się
pod carską rodzinę i dzięki ich motywacji i piosence Władzio zmartwychwstaje i
żyje szczęśliwy żywot z Anką, narrator zrozumiał, ze musi skończyć ten bajzel. Ti
end!
Mimo iż po filmie jechałem jak po łysej kobyle, ale nawet taki zły nie był. Powiem, że z tych wszystkich animek straight-to-VHS/DVD/torrent/youtube ta należy do lepszych, jak nie najlepszych. Dobra, animacja jest typowa dla takich tanioch, czyli kiepska, a głosy są wymawiane bezjajecznie, często nie pasują (Momentami silą się na rosyjski akcent, a czasami mówią normalnie po amerykańsku i nie wtrącą „daswidania” czy „Job twoju mać”), wątek z tożsamością Czekisty jest mało subtelny i nawet dziecko się domyśli co i jak, a na próbę odwzorowania historii nie ma co liczyć (CZEPIALSKI HISTORYK MODE ON: Bo dlaczego Mikołaj II wygląda jak Franciszek Józef? Dlaczego Alicja Heska jest gorąca blondynką? Gdzie podziały się Olga i Maria? Dlaczego arystokracja nosi przedpotopowe ciuchy? Czemu Pałac Zimowy wygląda jak nie Pałac Zimowy? Od kiedy kruki mają zęby i zielone dzioby? CZEPIALSKI HISTORYK: MODE OFF). Choć z animowanych opowieści o Anastazji najwierniej oddaje fakty historyczne.
Mimo iż po filmie jechałem jak po łysej kobyle, ale nawet taki zły nie był. Powiem, że z tych wszystkich animek straight-to-VHS/DVD/torrent/youtube ta należy do lepszych, jak nie najlepszych. Dobra, animacja jest typowa dla takich tanioch, czyli kiepska, a głosy są wymawiane bezjajecznie, często nie pasują (Momentami silą się na rosyjski akcent, a czasami mówią normalnie po amerykańsku i nie wtrącą „daswidania” czy „Job twoju mać”), wątek z tożsamością Czekisty jest mało subtelny i nawet dziecko się domyśli co i jak, a na próbę odwzorowania historii nie ma co liczyć (CZEPIALSKI HISTORYK MODE ON: Bo dlaczego Mikołaj II wygląda jak Franciszek Józef? Dlaczego Alicja Heska jest gorąca blondynką? Gdzie podziały się Olga i Maria? Dlaczego arystokracja nosi przedpotopowe ciuchy? Czemu Pałac Zimowy wygląda jak nie Pałac Zimowy? Od kiedy kruki mają zęby i zielone dzioby? CZEPIALSKI HISTORYK: MODE OFF). Choć z animowanych opowieści o Anastazji najwierniej oddaje fakty historyczne.
Jednak dzieciom bym to puścił, bo im na pewno się spodoba
i będą do tego wracać. Fabuła nawet trzyma się kupy, gdyby wątek tożsamości
Czekisty był subtelniejszy, to jest bardzo dobry, postacie sympatyczne, ogląda się
bezboleśnie, jest krótki i w sumie dobrze, że tym razem złym w tej wersji są
komuniści, a nie jakiś brodaty lizus.
Muszę przyznać też jedno – generał Władymir to najfajniejsza
postać, bardzo dobrze nakreślona wg najlepszych standardów. Jestem całkowicie poważny. Głos ma
dobrze podłożony, facet ma charyzmę, sumiaste wąsy dodają mu 1000 pkt. do
zajebistości, ma niejednoznaczne motywacje. Chce egoistycznie forsy, ale powodu
tego, że stracił wszystko po rewolucjach w Rosji. I zasługuje na kogoś lepszego
niż Anastazja, bo ta ta najniefajniesza postać to niemota, która bez nikogo by nie poradziła i
odrzucająca prawdziwą miłość dla jakiegoś gogusia! Bo jest księciem, a ona
księżniczką! A idź ty babsztylu! Niech żyje rewolucja!
Cytatik: - Otwierać! Tu Czeka!
- Tak, Czeka! Nie sąsiad, nie odwiedziny, nie dostawca pizzy, nie… auć! Dobrze…
- Tak, Czeka! Nie sąsiad, nie odwiedziny, nie dostawca pizzy, nie… auć! Dobrze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz