Rok: USA
Kraj: 1992
Wytwórnia: Aims Media
Producent: Michael Wright, Bernard Wilets, Diaane Haak-Edson
Reżyseria: Dianne Haak-Edson
Scenariusz: Marion Nelson, Bernard Wilets na podst. powieści Betty Ren Wright pt. "The
Dollhouse Murders"
Muzyka: Firstcom, Robert McGarrity
Fabuła: Lalki odtwarzają morderstwo...
Obsada:
Amanda Rowse... Amy
Lindsay Jackson... ciocia Claire
Rebekah Baker... Lou Ann
Hillary Brooks... Ellen
Lisa Layng ... matka
J.J. Reardon ... ojciec
Charles Bruce... Tom Keaton
Courtney Campbell... młoda Claire
Thomas F. McKinght... dziadek Claire
Jan Hathaway Deloe... babcia Claire
Oliver Joslin... mały ojciec
Bob Chaffee... Ruben Miller
"Morderstwa w domu
lalek". Oj, długo chciałem zobaczyć ten filmik.
Gdy byłem mały i zobaczyłem zajawkę na Polsacie, muszem to zobaczyć. Brudno-żółty
filtr, ciemność wokół, build-up w postaci przymierza dziewczynek w walce z
wrogiem, brak źródła światła i sam tytuł. "Morderstwo
w domu lalek". Co za zwichrowany malec nie zechce zobaczyć takiego
filmu z takim tytułem?! Ogólnie nastawiłem się na jakiś supermroczny horror o
jakichś morderczych lalkach. Ostatecznie nie widziałem :(.
Gdybym jednak
ujrzał to w wieku dziecięcym, to zanudziłbym się. Pierwsza poszlaka to fabuła. Cytując filmweb:
"Dwunastoletnia Amy Trealor (Amanda Rowse),
podczas odwiedzin u swojej ciotki Claire (Lindsay Jackson), znajduje na strychu
domek dla lalek, którym jest oczarowana. Po pewnym czasie odkrywa, że lalki
ożywają i odgrywają przed nią sceny morderstwa. Okazuje się, że dotyczą one
śmierci jej pradziadków, którzy zmarli około 30 lat wcześniej w tajemniczych
okolicznościach. Amy poznaje sekret rodziny."
Czyli nie ma walki małych dziewczyn z złymi lalkami-zabójcami, a w tytule jest "morderstwa", nie "morderstwo". Jest za to domek
lalek odtwarzającym morderstwo. Jeee. No, ale z fabuły może coś być. I druga
poszlaka. Film to powolny kameralny thriller o spokojnej akcji. O tak, jako
dziecko rozczarowałbym się i zasnął (podejrzewam, ze Polsat puszczał to w późnych porach). A jak dorosły to oceniłbym?
W sumie zacznę od fabuły. Scena zaczyna się jak w latach 60. dziewczyna odkrywa śmierć swoich dziadków. Mija 30 lat. Jest sobie główna bohaterka, Amy. Jest zła, bo musi opiekować swoją opóźnioną w rozwoju siostrą... O tym wątku później się
wypowiem. W końcu Amy postanawia odpocząć od siostruni i planuje zostać u
ulubionej ciotki. Ta ma na strychu zbudowany przez dziadka domek dla lalek, który jest wiernym odtworzeniem jej domu rodzinnego. Nawet laleczki są takie same.
W nocy lalki w niewyjaśniony sposób są ustawione jak zabici dziadkowie sprzed
30 lat. W tym samym miejscu i porze...
Koncept nawet jest OK.
Jest sobie dziecko, która odwiedza ulubionego krewnego. Za tym krewnym ciągnie się bolesna przeszłość, która może nie zostać zrozumiane przez dziecko. Dziecko
jak to dziecko, z kolei chce poznać ten sekret mimo większych oporów krewniaka.
Dodatkowo dostaje poszlaki, w które krewny nie wierzy mu i wkurza się, że samo coś majstruje. Plus podlane wszystko horrorowo-fantastycznym sosem.
Zwłaszcza, że
krewny w postaci ciotki jest polubialny. Taka typowa ciotka nie mająca swoich dzieci, a super dogadująca się z bratanicą i niekiedy rozumiejąca problemy rodzinne niż właściwi rodzice.
Czego na początku
nie mogę powiedzieć o Amy. Dla mnie jest archetypem nadętych wiecznie
obrażonych dziewuch, które za byle bzdet lecą na skargę. Później trochę propsuje, podoba mi się jak próbuje rozwikłać sprawę swych pradziadków, podejmuje działanie, jest bystra,
no i widz z niektórymi jej problemami może się utożsamić i zrozumieć. Na przykład wspomniana opóźniona w rozwoju siostra, Lou Ann.
Tak. Warto omówić i
ten motyw. Generalnie Amy bardzo nie znosi jej towarzystwa. Traci na tym przyjaciół,
ma związane niekiedy ręce i w w tym wieku nie rozumie się (i nie chce) pewnych
rzeczy. Można przypisać łatkę lekkiego okrucieństwa, choć z drugiej strony prawdopodobnie
tak musi się czuć osoba obarczona tym zadaniem. I niechętna do tego zdania, lecz zmuszona
przez pewne okoliczności. Z czasem Amy poczuwa się bardziej odpowiedzialna za
Lou Ann i obawia się, ze z powodu swojej ułomności zrobi sobie krzywdę. I tu
pojawia się kolejny fajny aspekt. Ciotka sugeruje, by jednak nie robić z Lou
Ann większej kaleki niż jest. Być może trzeba jej rozwinąć skrzydła? I być może będzie nieźle radziła sobie w życiu. Co prawda, gorzej niż inni ludzie, ale podstawowe umiejętności opanuje? Ba, ciotka proponuje by Lou Ann zrobiła ciasto i co?
Ta samodzielnie piecze ciasto. Naprawdę mile zobaczyć takie niuanse. I część dramatyczna wychodzi całkiem nieźle.
Z kolei aspekty, te
"straszne" niewielu ustępują. Muzyka jest bardzo nastrojowa i zasiewa
ten niepokój podczas odkrywania tajemnicy. Ujęcia są odpowiednio mroczne i
niekiedy można poczuć strach. Pomysł z nawiedzonym domem lalek bardzo dobrze
stosuje zasadę "mniej znaczy więcej". Gdybym bym jednak obejrzał za młodu i nie zanudził, sikałbym ze strachu. Ostatecznie wszystko psuje końcówka
i rozwiązanie całej sprawy. Nie chciałbym wiele zdradzać, ale rozczarowujące zakończenie
jest bardzo w klimacie pewnych dowcipów o kiepskich kryminałach i wyjawieniu tożsamości
sprawcy. Gdyby nie ono, to pokusiłbym się o stwierdzenie, ze to byłby niemal bardzo
dobry horror z odpowiednim klimatem, dobrą grą aktorska i dobrze nakreśloną
psychologią w klimacie najlepszych amerykańskich dramatów.
Fajny cytacik: Biedne laleczki... płakały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz